Za kogo Mnie uważasz?, ks. Kazimierz Skwierawski


Jezus pyta: „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Piotr odpowiada: „Ty jesteś Mes­jasz”. Święty Mateusz zaznacza bardzo wyraźnie, że Pan Jezus powiedział wtedy Piotrowi: „to nie ciało i krew”, czyli to nie ty, nie człowiek wymyślił sobie, ale mój Ojciec dał ci tę łaskę, że mogłeś stwierdzić, że Ja rzeczywiście jestem Mesjaszem, Synem Bożym, że Ja zos­ta­łem przez Ojca posłany na świat. Pan Bóg, mój i twój Ojciec, dał ci tę łaskę. To jest spra­­­wa wiary wyrażonej słowami.

Ale teraz patrzmy, jakie są uczynki. Bo za chwilę sprawa będzie się sprawdzała w uczynkach. Pan Jezus mówi otwarcie: słuchajcie, właś­nie Ja, Mesjasz, Syn Boży, przy­szedłem, aby cierpieć. Ja muszę bardzo wiele cierpieć. Ja będę bity tak, że aż zo­sta­nę zabity. Ja będę opluty. Ja będę wyśmiewany. Ja będę od­rzucony przez wszystkich, któ­rzy mają tu coś do powiedzenia: przez starszych, przez ar­cykapłanów, a więc tych, którzy stoją na czele życia religijnego i spo­łecznego. Wtedy Piotr mówi: nie! nie! Ja się na to nie zgadzam! Jeśli przystałem do Cie­bie i liczę na wiele, to bynajmniej nie zamie­rzam brać w tym udziału. I mamy paradoks. Piotr zaczyna upo­mi­nać Mesjasza, Syna Bo­żego.

Ale Syn Boży przychodzi właśnie w ten sposób. Przychodzi obja­wić prawdę i mi­łość Bożą i będzie w tym konsekwentny, jak to pięknie zapowiada pro­rok Izajasz w pro­roctwie o słudze Jahwe. On wobec tej rzeczywistości – że będzie bi­ty, wyśmiewany i odrzucany – się nie cofnie, nie powie Ojcu „nie”! Będzie zdecydowany wypełnić wolę Ojca i całkowicie zjednoczyć ją ze swoją. Nie cofnie się, to znaczy, że nie usunie w pewnym momencie swojej wierności. Będzie wy­trwały do końca, bez względu na to, jakie razy będą spadały na Jego grzbiet i kto bę­dzie Mu rwał brodę, i kto będzie na Niego pluł i jak Go będzie wyśmiewał. Co więcej, nie będzie się tego wstydził. Nie będzie się wstydził, że tak jest, dlatego że wie jedno – Ojciec jest blisko i Go wspomaga, i uniewinni. Dlatego św. Paweł mówi: „Niech mnie Bóg uchowa, abym miał się chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Chrystusa”.

W życiu każdego chrześcijanina dochodzi do tego zasadni­czego wy­boru. Ja idę tą samą drogą. Ja jestem Twoim wiernym uczniem. Ja widzę, że Twoje przyjś­­­­cie na świat, Twoje ogłoszenie prawdy i miłości i realizacja tej prawdy i miłości w Tobie, bez względu na wszystko, co Cię spotkało, to największa sprawa na świecie.

Jezus ofiarował się raz, a my wchodzimy w tę ofiarę w czasie każdej Eucha­rystii. Wchodzimy po to, aby żyć w taki sam sposób, bez względu na to, jak będę cier­piał, jak będę bity, jak będę wyśmiewany, jak będę odrzucony. Ale się nie cofnę, bo chcę tego, gdyż wiem, że jest to jedyna droga życia. Dlatego kiedy obok mnie są ludzie, którzy zajmują się bałwochwalstwem, a więc niweczą pierwsze przykazanie Bo­­­że, wybierając takie czy inne bożki tego świata, ja wiernie trwam przy jedynym Bogu.

Nie chodzę zatem do astrologa ani do wróżki, nie zważam na horos­kopy, nie pod­­­daję się dyktatowi przemocy, władzy, pieniądza, seksu, reklamy czy innego rodzaju manipulacji. Mnie interesuje jedno: co w każdej sytuacji mojego życia ma do powiedzenia Bóg. Jego słowo jest wiążące! Jeśli z tego powodu spotykają mnie szykany, to ja się jedynie cieszę, że daję świadectwo mojemu Bogu, i wiem, że On mnie nie potępi, lecz unie­winni.

Im szybciej rośnie liczba tych, którzy twierdzą, że są wierzący, a się nie modlą wiernie, wytrwale, codziennie, tym chętniej ja codziennie klękam przed Bogiem, bo wiem, że jedynie On może otworzyć mi ucho. To jedynie Bóg może spowodować, że się nie oprę i nie cofnę. I jeśli ludzie obok mnie, nawet moi bliscy, może mieszkańcy mojego domu, mó­­wią: jestem wierzący, ale nie chodzę na niedzielną Eucharystię, gdyż spędzam nie­dzie­lę po pogańsku – idę handlować czy czynić inne zło – to ja mówię: jestem ucz­niem Chrystusa. Wiem, że niedziela jest dniem Pańskim. Jest realizacją tego, co zawarł Bóg w stworzeniu, mówiąc: „sześć dni będziesz pracował, a siódmy dzień jest poświę­co­ny Bo­gu”. A więc jest poświęcony w sposób szczególny także mnie, żebym się od­nalazł. Ja nie mam zamiaru w żaden sposób ustąpić z czegoś tak podstawowego jak realizacja mojego życia w Bogu.

Tak jest z każdym następnym przykazaniem. Wszyscy obok mnie mo­­gą się zajmo­wać kradzieżą, ale ja jestem uczciwym człowiekiem. Wszyscy obok mnie mogą się zaj­mować cudzołóstwem, kreowaniem takich czy innych pornograficznych treś­­ci, ale ja w swoim życiu pragnę realizacji czystej miłości. Cały świat może się zaj­mo­wać mani­pu­lacją, oszustwem i okłamywaniem, ale ja jestem człowiekiem bezwzględnie uczciwym, bo wiem, że moje życie może być budowane jedynie na prawdzie, a prawdą jest Chrys­tus. I tak jest ze wszystkim i do końca. Nie ma: „wierzę, ale…”! Nie ma: „wiara to, a uczyn­ki tamto”! Jest jeden Bóg i jest człowiek, któ­ry albo wie­rzy, albo nie wierzy, który albo miłuje Boga, albo Go nienawidzi. Albo jest za­ch­wycony Bogiem, albo z Boga szydzi. Albo przyjął Boga, albo nigdy się z Nim nie spo­t­kał. Bo tyl­ko ten, kto dotyka Boga, kto doświadcza tego, że Bóg go wspomaga, jest zdolny przejść przez tę rzeczywistość totalnego odrzucenia przez świat. To jest zawarte w tym zdaniu, że „dzięki krzyżowi Chrystusa świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata”.

Moi drodzy, przez dwadzieścia wieków chrześcijaństwa zawsze byli tacy ucznio­wie Chrystusa. I oni byli tak totalnie prześladowani. Począwszy od apostołów, a skoń­czywszy na dzisiejszych ludziach w wielu miejscach na Ziemi. Obojętnie, czy to jest w Su­da­nie, gdzie za posiadanie Ewangelii są prześladowania, a za pokazanie jakiegokolwiek zna­­­ku wiary człowiek zostaje zabity lub sprzedany na targu za piętnaście dolarów. Czy to jest u nas, w katolickiej Polsce, ochrzczonej, gdzie za jakikolwiek przejaw wiary jest się wyszydzanym. To obojętne! Wszędzie uczeń Chrystusa musi stawać wiernie wobec swojego Mistrza. I to nie zdruzgotany, nie załamany, że coś takiego go spotyka, ale du­m­ny, że spotyka go coś ze względu na Chrystusa i Jego Ewangelię.

„Za kogo Mnie uważasz?” – pyta dzisiaj Pan Jezus.